Gazeta.pl : Forum : Wielka Brytania i Irlandia: "Próbowałem przypomnieć sobie, ile to razy na polskich lotniskach funkcjonariusz Straży Granicznej
oddał mi moj paszport ze słowem 'dziękuję'. Od jakiegos czasu zwracam na to uwagę i od czasu gdy
zacząłem tą uwagę zwracać, nie usłyszałem od wspomnianych funkcjonarioszy magicznego słowa
ani razu. Stosunkowo częstym zjawiskiem jest za to bardzo wyszukany rzut paszportem na ladę
okienka. Aby być uczciwym muszę przyznać, że w ciągu ostatnich lat byłem na polskich lotniskach
przyjmowany i odprawiany dobre paręnaście razy - moglo mi raz i drugi magiczne słowo umknąć.
Nie dalej jak wczoraj byłem odprawiany na lotnisku w Katowicach, od pana w okienku w odpowiedzi
na moje 'dzień dobry' i 'dziękuję' nie usłyszałem zupełnie nic, na pocieszenie nie spotkał mnie za to
rzucik paszportem. Dobre i to. Nie zrażony podążyłem tropem małżonki, która już podchodziła do
skanera bagaży. Kolejki nie było w ogole, zatem wybrałem skaner obok... Obslugiwała go młoda
babka ze straży, żoną zajmował się jakis koleś. Podchodząc usłyszałem fragment wymiany zdań
między żoną a kolesiem: małżonka wyraziła zdziwienie na żądanie zdjęcia zegarka i położenia go
razem z innymi metalowymi przedmiotami w tacce do skanera. 'Zegarek, to jakaś nowość chyba?'
'Nie nowość :P' odburknął koleś.
Coś mi zaświtalo - teściowie odlatywali z tego lotniska w zeszłym roku zaraz po rozluźnieniu
przepisów bezpieczeństwa... Kazali im gumy do żucia i TikTaki wywalić.
Ale nic to, podchodzę do pani ze straży i staram się nawiązać konwersację 'na wesoło'. Lipa, pani jest
sztywna jak gdyby ją pijany żul przy barze zagadywał... Różne można o mnie rzeczy mowić, ale bez
przesady :P Wiem co mam robić, wiec wyciągam laptopa, ściagam kurtkę. Już wcześniej do torby
wrzuciłem telefon i portfel - trzeba ludziom pomagać. 'Zegarek i pasek proszę ściągnąć', 'Pasek to
może' - mówię, faktycznie zapomniałem - 'ale zegarek to po co, on nie pika', 'Nie szkodzi, proszę
ściągnąć'. Patrzę na panią, wrzucam zegarek bez słowa do miski. Na kilkunastu odwiedzonych
przeze mnie lotniskach, na trzech różnych półkulach, nikt mi nigdy tego zegarka nie kazał ściagać. I
nigdy nie zapikał przy przejściu przez bramke :P
'Ma pan coś jeszcze w kieszeniach?', 'No mam, pieniądze' - mówię i pakuję się przez bramkę.
Paniusia zastawia mi drogę: 'Też proszę wyciągnąć', 'Po co? To są papierowe pieniadze, one nie
pikają', 'Nie szkodzi, proszę wyciągnąć', 'Słucham? Nie, nie wyciągnę' - scenka rodzajowa zaczyna
zwracać na siebie uwagę okolicznych kolesi ze Strazy, bo ja już zaczynam się wk**wiać, a to po mnie
widać.
Jeszcze jedno 'proszę wyciągnąć' i 'nie, nie wyciągnę' i zostaje wyszczekane, tak jak kapral szczeka
do kota, zdanie klucz:
'PAN TU JEST OD TEGO, ŻEBY WYKONYWAĆ POLECENIA' - koleś ze skanera obok, troche inaczej
ubrany ale też ze Straży.
Jakby mi kto w mordę dał.
'Słucham? Co takiego?' - zamurowało mnie. 'Ja tu jestem od tego, żeby polecenia wykonywać?' -
powtarzam bezmyślnie ze dwa razy. Paniusia każe mi zdjąć buty, ściągam bez gadania, wiadomo, że
o to mnie mają prawo PROSIĆ. Przechodzę przez bramkę, bo paniusia już spasowała. Pieniądze, o
cudzie, nie pikają. Od razu się rozkładam do macania, a jakże, przejmuje mnie dwóch kolesi, jeden
mnie maca drugi coś do mnie gada o pokazywaniu pieniędzy, ja do siebie mamroczę jak mantrę
zdanie klucz, z lekka przetykane powtrzymywanymi 'ku**amaciami'.
Odmawiam wyciągnięcia pieniędzy, koleś mnie zaprasza 'do kantorka'. Idę wracając przez bramkę,
która wesoło pika bo mam ze sobą torbę z laptopem i wszystkimi bambetlami. W kantorku kolo mi
tłumaczy, że paragraf, że Straż ma prawo, że oni są tu po to, żeby dbać o moje bezpieczeństwo, że
pieniądze można przewozić do określonej kwoty... 'Ja to wszystko wiem' - wyciągam te paręset
funtów i rozwijam przed nimi w wachlarzyk - 'to jest kwota nieporównywalna'. Nic wiecej nie mówię,
zaczynam sie uspokajać ale dalej jestem 'zatkany'.
Wypuszczają mnie, przechodzę przez bramkę, wesołe pik, żona na mnie czeka, idziemy dalej.
Przez cały lot wkurzam sie na siebie, że mogłem tym matołom wygarnać, powiedzieć to i owo do
słuchu. Ech, niepotrzebnie sie zdenerwowałem. Ku**wa mać.
Przy okazji - Big Bang Simona Singh'a - polecam.
W Luton stajemy w kolejce do odprawy paszportowej, będę uważał co mi gościu powie. Trafił mi się
Murzyn, fajnie. Podchodzę z otwartym paszportem, bo za mną kolejka, uśmiecham się i 'hello'.
'Hello' - odpowiada Murzyn i pakuje paszport do skanera. Piku pik, podaje mi paszport i bardzo
wyraźnie mówi po polsku: 'Dzięki'.
Jakby mi kto w morde dał, zamurowało mnie.
Na szczęście tylko na moment, roześmiewam się, 'dzięki' i idę dalej.
Przy okazji, Wizzair sie jakby poprawil - wszystko przed czasem, bagaże w tempie ekspresowym.
Morał tej nudnej historyjki: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej :P"