Strony

środa, 23 lipca 2008

Ambasada w Delhi

Pan chyba tez niespecjalnie mnie zrozumial i mowi ze... ze.... ze on mnie przelaczy do kogos... Moment! Tutaj jakas iskierka sie zapalila ze akcent jakis taki wyrazny i nie rozumie angielskiego.. hmm.. PEWNIE POLAK!! No to sie pytam czy moge po Polsku mowic.. No prosze: 'O, dzien dobry, ja tutaj stoje pod brama z narzeczona w tym upale i goracu, nic sie nie dzieje i generalnie sie chce zapytac DLACZEGO ja wciaz tutaj stoje? Czy to jakas kolejka, czy tak to ambasada pracuje?' i tego typu mobilizacyjne gadki. Pan uprzejmie odpowiedzial ze... on w zasadzie nie wie dlaczego ja tam stoje i ze moze bylibysmy laskawi wejsc do srodka. Podziekowalem, usmiechnalem sie do dziadka ochroniarza i pokazalem na metalowe wrota. W tym momencie wszyscy czekajacy spojrzeli jakbym ich matki na smierc przez zalaskotanie skazal, grzecznie przeprosilem i przecisnelismy sie do srodka - tutaj klimatyzacja, pusto i milo choc brzydko jak w budynku PGRu z 80 lat poprzedniego wieku - takie same, okragle popielniczki na chudych i krzywych nogach, takie same tanie meble i niewiedziec czemu przyciemniane szyby - koszmar i tragedia estetyczna. Pan ochroniarz (w srodku juz Polak) pokazal nam gdzie mamy isc a pan obslugujacy (Hindus) lamana angielszczyzna poprosil o dokumenty a nastepnie zdziwil sie ze my z normalnym paszportem. No a z jakim mamy byc?! No bo ktos do niego wlasnie zadzwonil ze wchodza ludzie z dyplomatycznymi paszportami i prosze ich szybko obsluzyc... Popatrzylismy na siebie dosc dziwnie i zapytalem pana Hindusa, patrzac jednoczesnie dosc wymownie, czy w zwiazku z tym ze nie mamy dyplomatycznych paszportow bedzie nalegal zebym opuscil wlasna ambasade i wrocil do kolejki oczekujacych przed - pan sie jedynie usmiechnal, powiedzial: skad, nie ma problemu, mozecie zlozyc dokuemnty mimo ze ci ludzie przed budynkiem czekaja od rana (tu przypominam ze w srodku nie bylo nikogo oczekujacego czy tez zalatwiajacego cokolwiek). Po 5 minutach bylismy juz na zewnatrz i udalismy sie w dalsza czesc podrozy.

Biuro Turkish Airlines w Connaught Place - centralne Delhi czyli okolica bardzo formalna i 'posh' wiec czlowiek rzadko sie tam zapuszcza. Wchodzimy do biura, mowie ze chcialem bilet wykupic. Pani z lekkim zaniepokojeniem informuje ze przyjmuja tylko gotowke... ja sie usmiecham i wyciagam plik tysiacrupiowych (najwiekszy nominal w Indiach) banknotow. Podalismy, wypelnilem jakis doumencik, czekamy na bilety - o, sa gotowe! Pani z biura:

- To ja poprosze paszporty.

- Co takiego? Jakie paszporty?

- Osob podrozujacych. Potrzebuje paszporty do wydania biletow.

- Przykro mi, nie nosze ze soba paszportu a dokument tej damy lezy obecnie w ambasadzie - tu juz bylem na serio solidnie zirytowany.

Na szczescie Pallavi miala ze soba kopie, wiec byla uratowana, natomiast ja zostalem na lodzie. Udalo sie jednak przeblagac Mila Pania w Biurze ze ja naprawde jestem tym ktory leci i ze naprawde posiadam paszport. Obiecalem nawet scan przeslac emailem!

Cali szczesliwi i totalnie zmeczeni wrocilismy do Gurgaon, zabookowalismy jeszcze (tym razem przez internet wiec bez problemu!) loty laczace i gotowe!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentować mogą jedynie użytkownicy z podwyższonym stopniem anonimowości. Anonimy niskiego stopnia nadal odbieram na priva, ale ich nie publikuję ze względu na hasbarę schetyniątek.
Można tu użyć niektórych znaczników HTML, takich jak <b>, <i>
"Przepis" na aktywny link w komentarzu (dla niezorientowanych):
<a href="tu wstawiamy hiperłącze w postaci http://poprawczak.blogspot.com/2013/04/anonimowe-komentowanie.html">tu wstawiamy tytuł linkowanego utworu lub frazę</a> → tutaj więcej szczegółów