piątek, 16 października 1998

obywatelu mieszkajacy za granica raduj sie

0 comments
Google Groups : soc.culture.polish: "Oct 16 1998, 12:00 am show options

Newsgroups: soc.culture.polish
From: s...@zampolit.mil.pl (Stary Wiarus) - Find messages by this author
Date: 1998/10/16
Subject: Re: obywatelu mieszkajacy za granica raduj sie
Reply to Author | Forward | Print | Individual Message | Show original | Report Abuse

In article , "Pyzol"



wrote:
> Ciag dalszy: Czeszka tez jezdzi na oba paszporty.
> Katarzyna Makowska


------------------------------------------

No dobrze, i co dalej, rodacy? Wiemy cos w koncu, czy nie wiemy? Podjeto w
koncu, czy nie podjeto jakies oficjalne kroki zmierzajace do ukrocenia
podrozy podwojnych obywateli do do Polski na paszportach innych niz
paszporty RP?


G... wiemy, ot co. Ogolna niemoznosc plus pozar w burdelu. To takie bardzo
polskie.


Reasumujac pokrotce:


Jeden konsul RP (Grzegorz Swoboda, Vancouver, Kanada) oswiadcza 15
wrzesnia 1998 r., ze on nie bedzie juz wiecej wydawal wiz obywatelom
polskim w paszportach obcych, bo tak sie podobno wladzom polskim ostatnio
uwidzialo. Jakichkolwiek wiazacych oswiadczen MSZ w tej sprawie brak.


Normalnie nalezaloby taki gleboki wyraz mysli urzedowej do kosza
natychmiast wyrzucic, ale Swoboda (nomen omen) podaje podstawe prawna:
Ustawa z dn. 25 czerwca 1997 o cudzoziemcach (Dz.U. Nr 14, poz.739, art 2
i art.4.2) oraz Ustawa z dn. 15 lutego 1962 o obywatelstwie polskim
(Dz.U. Nr.10 poz.49) art.2. Wyglada na to, ze sam sobie tego wszystkiego
nie wymyslil. Oficjalnych wyjasnien brak.


Sporo osob zaczyna sie denerwowac na Internecie: najpierw na polzamknietej
liscie poland-l, a potem na scp, polityce i dziennikarzu i usiluja dojsc o
co tu chodzi i po co to komu. Po dluzszych poszukiwaniach wiadomo, ze nic
nie wiadomo.


Na internetowych stronach nalezacych do ambasad, konsulatow, MSZ, Sejmu,
Prezydenta i kogo jeszcze tylko chcemy, propagandy skolko ugodno, ale z
informacja cieniutko. A juz o takim drobiazgu, jak wladze polskie w kraju
maja zamiar traktowac urodzonego w Polsce posiadacza paszportu obcego ­
cisza jak w grobie. Publicznie dostepnej wykladni przepisow brak, a moze
nie ma w ogole, bo moze kazdego traktuja inaczej, jak im akurat tego dnia
wygodniej, albo zaleznie od tego, czyj to znajomy.


Jak wladze polskie traktuja obywatela, ktory chcialby sie obywatelstwa
ZRZEC, mozna sie natomiast wyczerpujaco dowiedziec ma stronie sieciowej
Konsulatu Generalnego RP w Los Angeles
. Otoz traktuja go zgodnie z
esbecka instrukcja z 1962 roku, wydana na podstawie tej samej ustawy, na
ktora powoluje sie konsul Swoboda z Vancouver [Ustawa z dn. 15 lutego 1962
o obywatelstwie polskim (Dz.U. Nr.10 poz.49)]. Komentarza, z jakiej racji
obowiazuja nadal 36-letnie jawnie represyjne przepisy, jaskrawo sprzeczne
z Konstytucja RP z 1997 roku, ktora nie ogranicza obywatelowi mozliwosci
zrzeczenia sie obywatelstwa (art. 34.2) ­ brak. Naturalnie, jak sie komus
nie podoba, to moze wlasnym sumptem skarzyc rzad RP do Trybunalu
Konstytucyjnego w Warszawie o niezgodnosc ustawy z Konstytucja, nie?


Obiektywnie rzecz biorac, byc moze wszystko to jest rzeczywiscie bardzo
maly pryszcz na bardzo duzym posladku Najjasniejszej Rzeczypospolitej,
ktora ma duzo wazniejsze sprawy na glowie. Mozliwe. Ale z punktu widzenia
urodzonego w Polsce posiadacza paszportu USA, Kanady, Australii, panstwa
czlonkowskiego Unii Europejskiej lub innego panstwa zachodniego nie jest
to kwestia bagatelna, zwlaszcza psychologicznie.


Wielu Polakow mieszkajacych za granica bardzo dobrze pamieta PRL.
Niektorzy maja nawet znajomych, ktorzy nieopatrznie przyjechali z
sentymentalna wizyta do PRL po dwudziestu latach na emigracji, a potem
mieli powazne klopoty z wyjechaniem z powrotem, albo skladano im rozne
ciekawe propozycje nie do odrzucenia straszac np. szybka i sprawna zamiana
paszportu kanadyjskiego na polski dowod osobisty. Takim osobom optymisci
moga bezskutecznie tlumaczyc do upojenia, ze RP to nie to samo co PRL,
zwlaszcza ze sklad personalny smietanki politycznej po czesci zostal ten
sam.


Panstwo pamietaja taki klasyczny sen emigranta? Po wieloletniej
nieobecnosci przyjechal do Polski na jakichs blizej nieokreslonych
dokumentach. Jest wzruszony, odnalazl przyjaciol, spotkal sie z rodzina,
jest mu fajnie. Kiedy przychodzi do wyjezdzania z powrotem, wszystko
zaczyna sie walic: nieokreslone sily zabieraja mu paszport albo zaczynaja
sie naraz pietrzyc jakies przeszkody nie do pokonania. Po jakims czasie
staje sie jasne, ze jest uwieziony, nie moze wyjechac. Budzi sie zlany
zimnym potem, polprzytomny z przerazenia, dopiero widok Brooklyn Bridge
albo wiezy Eiffla za oknem przekonuje go, ze to byl tylko zly sen.


Zaczynaja wiec rodacy na obczyznie dzwonic do ambasad i konsulatow,ze by
sie w miare sensownie dowiedziec zawczasu, jaki jest ich status w kraju.
Jednym mowia tak, drugim owak, a najczesciej w ogole nic nie wiedza i
chca, zeby im przestac zawracac glowe. Ogolna niemoznosc ­ nie sposob sie
zadna sila dowiedziec niczego, co by bylo w jakikolwiek sposob wiazace dla
polskich urzednikow. Consensus urzedowej opinii to: Przyjedz pan, to
zobaczymy!


Otoz, ja osobiscie mam zero respektu dla panstwa, w ktorym nic nie
wiadomo, niczego nie sposob sie dowiedziec na pewno, prawo jest metne i
napredce uchwalane, wiazacej wykladni prawa nie ma w ogole, kazdy
urzednik mowi co innego, nikt za nic nie odpowiada, wszyscy urzednicy
razem i kazdy z osobna nie czuja sie do niczego zobowiazani, poza
odbieraniem z kasy wlasnych poborow.


Panstwa, o ktorym wiadomo (ze smutnych doswiadczen), ze prawo powielaczowe
(nigdzie nie opublikowane, przez zadna niezalezna instancje nie
kontrolowane, odbijane na powielaczach instrukcje dla urzedow) ma w nim
wieksza wage niz
Konstytucja, ustawy i orzecznictwo Sadu Najwyzszego razem wziete.


Ja niby rozumiem, ze wielu osobom, z waaadza na czele, jest wygodniej
lowic ryby w metnej wodzie, ale to nie jest zaden dostateczny powod, zeby
ten ogolny burdel mial w kraju panowac przez nastepne piecdziesiat lat,
albo zeby Polak za granica mial sie bac przyjechac z wizyta do wlasnego
kraju.


Tym bardziej, ze mozna inaczej. Ja jestem od wielu lat obywatelem panstwa,
w ktorym od ponad dwustu lat nikogo nie trzeba przekonywac, ze to nie
obywatele istnieja dla wygody aparatu panstwowego, tylko odwrotnie.


Przyznam ze skrucha, ze sie przyzwyczailem, ze jak u siebie o cos urzad
pytam, to mi zwiezle i do sensu odpowiadaja. Jak prosze o szczegoly na
pismie, to mi przysylaja do domu szczegolowa broszure. Jak mi malo tych
szczegolow, to mi uprzejmie wskaza, gdzie moge kupic pelny tekst ustawy i
przepisow wykonawczych, niezaleznie od tego, z ktorego sa roku. Jak musze
cos zalatwic, to w 95 procentach przez telefon albo faxem. Z niewielkimi
wyjatkami, wszedzie widoczna jest troska, zebym czasem nie stracil wiecej
czasu, niz to absolutnie konieczne, i zebym nie musial nigdzie
niepotrzebnie biegac. Od dziesiecioleci nie stalem ani razu w kolejce do
zadnego urzedu. Od wyjazdu z Polski zadnemu urzednikowi nie musialem
udowadniac przy pomocy oswiadczen, zaswiadczen i pieczatek z innych
urzedow, ze nie jestem wielbladem. Moze dlatego kolizja z polska
rzeczywistoscia, nawet wirtualna, zle mi robi na nadcisnienie.


Tak ze, w sumie, najdrozsi rodacy w kraju i za granica, wy sobie robta jak
chceta, ale dla mnie mysl o sentymentalnej wycieczce do Polski jest mniej
wiecej tak samo kuszaca jak wypoczynek w skorumpowanej od gory do dolu
poludniowo-amerykanskiej republice bananowej. Tylko ze tam przynajmniej
wiem, ze jak bede mial karton papierosow dla celnikow na lotnisku, flache
Jasia Wedrowniczka dla policji, oraz dostateczna liczbe banknotow jedno-,
piecio- i dziesieciodolarowych na napiwki i drobne lapowki szczodra reka w
miare potrzeby rozdzielane, to bede mial swiety spokoj. A jak ktos, kto
dostal za malo, zamknie mnie w celi i bedzie chcial wiecej, to mnie moj
konsul za pare dni z tej celi wyjmie. W Polsce nawet tego nie wiem na
pewno.


***W Polsce z definicji nikt nic nie wie na pewno.***


Kiedy bylem mlodszy, lubilem jezdzic po roznych dziwnych i troche
hazardowych miejscach na swiecie, dodawalo to podrozom pikanterii. Teraz
juz nie ciesza mnie takie pomysly jak lot do Ghany zmurszalym samolotem
DC-10, ani jazda jeepem przez gory Albanii (probowalem jednego i
drugiego). Teraz jestem pracujacym od rana do nocy, punktualnie placacym
podatki facetem w srednim wieku, obarczonym rodzina. Opadla mi zylka
ryzyka. Nie mam ochoty narazac sie na sytuacje, w ktorej moze wystapic
koniecznosc prowadzenia przymusowego urzedowego dyskursu z gluchym, na
przyklad na temat statusu podwojnych obywateli w Polsce.


Polski urzednik po drugiej stronie biurka bedzie sie swietnie bawil.
Bedzie mial na ta zabawe dowolna ilosc czasu, wiec nie bedzie sie
spieszyl. Bedziemy sobie popijali herbate z cytryna i roztrzasali
filozoficzne podstawy definicji emigranta jako zdrajcy na tle praw i
obowiazkow obywatela polskiego.


Mnie natomiast beda w czasie szesciu miesiecy tej prowadzonej w Polsce
dyskusji wyrzucac za granica z pracy za nieusprawiedliwiona nieobecnosc,
zabierac mi sprzed domu niezaplacony w pore samochod oraz sprzedawac tenze
dom z licytacji z powodu zaleglosci w splatach pozyczki hipotecznej. Po
szesciu miesiacach waaadza w Rzeczypospolitej powie, ze wszystko w
porzadku i moge wracac do siebie. Po powrocie okaze sie, ze zwykle
cierpliwa i racjonalna zona dawno zabrala dzieci i odeszla, zbrzydzona
tymi niezrozumialymi dla niej rytualnymi tancami dzikich, zostawiajac po
sobie obelzywy list pozegnalny i sterte uzyskanych in absentia nakazow
sadowych w sprawie alimentow. I juz bede mogl zaczynac zycie od nowa.


Ze RP jest w porzadku, a ja nastojaszczy paranoik jestem? Mozliwe, ale ja
swoje w zyciu widzialem, tak w Polsce jak i poza. Konsulowi Swobodzie z
Vancouver serdecznie dziekuje, ze przypomnial mi dlaczego z Polski
wyjechalem. Bawcie sie panstwo dobrze. Visitez la Pologne, jak mawialy
stare plakaty Orbisu. Ja, z bolem serca, jezdzic bede gdzie indziej;
rodzinne groby w Polsce beda sobie teraz spokojnie zarastac trawa ­ nie ma
juz komu ich odwiedzac.


Dzieciom tez takie eskapady odradze, jak dorosna ­ z powodu miejsca
urodzenia taty, RP oglosila moje dzieci obywatelami polskimi, bez pytania
ani mnie, ani nikogo innego o zdanie (art. 34.1 Konstytucji). Nawet jak
dorosna, to nie zrozumieja, dlaczego obce panstwo po drugiej stronie
swiata rosci sobie do nich jakies pretensje. A juz na pewno nie pojma,
dlaczego jakis dziwny i daleki kraj Trzeciego Swiata chce, zeby go
pokornie upraszaly o zgode na nabycie obywatelstwa swojego wlasnego kraju,
ktore mialy zawsze, bo sie z nim urodzily (patrz procedura zrzeczenia
obywatelstwa RP na stronie Konsulatu RP w Los Angeles).


- This Poland of yours must be sort of a weird place, Dad?
- Sure is, darling.


Zdroweczka wszystkim panstwu.


--
Wasz Stary Wiarus "

wtorek, 7 lipca 1998

przeciez nie mozna zamknac trzech milionow

0 comments
Google Groups : pl.soc.polityka: "Jul 7 1998, 12:00 am show options

Newsgroups: pl.soc.polityka
From: s...@zampolit.mil.pl (Stary Wiarus) - Find messages by this author
Date: 1998/07/07
Subject: Re: Prawo prasowe - nowe wraca!
Reply to Author | Forward | Print | Individual Message | Show original | Report Abuse

In article <6nqjco$8n...@polonez.man.lodz.pl>, "Piotr"



wrote:

> A tak na marginesie - Stary Wiarus powinien swój list "Wszyscy juz
> zapomnieli o Dzienniku Telewizyjnym ..." wysyłać cyklicznie. Gdyby ten tekst
> doręczyć do wszystkich skrzynek Poczty Polskiej, to pożytek byłby z
> pewnością większy, niż z analogicznej akcji z konstytucją.


> Pozdrawiam.
> Piotr



Milo mi, panie Piotrze. Podzielam Panski poglad. Ceduje na Pana prawa
autorskie do tego tekstu, prosze kopiowac smialo i periodycznie wrzucac do
skrzynek Poczty Polskiej, gdzie sie tylko da :-)

O PRL trzeba przypominac, mowic i pisac az do znudzenia, bo inaczej
dzisiejsi moralni, ideowi i finansowi spadkobiercy wczorajszych
aparatczykow wmowia tym, ktorzy sami tego nie pamietaja, ze PRL to tylko
taki zly sen starych piernikow-wstecznikow, fatamorgana zdrewnialych
wapniakow, ktorej nigdy naprawde nie bylo.


W czym jak w czym, ale w wykrecaniu kota ogonem to tzw. socjaldemokracja
RP (d. PZPR) jest (i zawsze byla) bardzo dobra.


Towarzyszki Sierakowska, Pusz, Waniek i inne zawsze z ochota poinformuja
kazdego, kto ciekawy, ze:


- PRL nigdy nie istniala;


- jezeli nawet PRL istniala, to wylacznie jako humanistyczny ideal
socjalistycznego dobra i piekna, miala wiele socjalistycznych osiagniec,
zas zadnych paskudnych czynow nigdy tam pod zadnym pozorem nie dokonywano;


- jezeli nawet dokonywano, to te czyny dokonywaly sie same, bez udzialu,
wiedzy i zgody Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej;


- nieprawda jest, jakoby Polska Zjednoczona Partia Robotnicza sprawowala
w PRL jakas wladze ­ jak wszyscy wiedza, PRL-em rzadzil rzad; rzad byl
systematycznie, entuzjastycznie i prawie jednoglosnie (99%) wybierany
przez szczesliwych i zjednoczonych we Froncie Jednosci Narodu obywateli.
PZPR zas byla tylko rodzajem filantropijnego klubu dyskusyjnego, ktory dla
dobra ogolnego inspirowal, doradzal i otaczal oddolne inicjatywy
obywatelskie opieka; bylo nawet stosowne haslo ­ Partia Kieruje - Rzad
Rzadzi.


- jezeli nawet czynow jakichs czynow paskudnych lub, nie daj Boze,
zbrodniczych, rzeczywiscie w PRL dokonywano za wiedza i zgoda PZPR, to za
te czyny nikt indywidualnie i osobiscie nie odpowiada, no bo w partii bylo
ponad trzy miliony osob, a przeciez nie mozna zamknac trzech milionow;


- jezeli nawet ktos osbiscie za te rzeczy odpowiada, to nie wiadomo kto,
bo wszystko to bylo tak dawno (prawie dziewiec lat temu!), ze ludzka
pamiec nie jest w stanie przebic tak glebokich mrokow historii, zas
archiwa same z siebie tajemniczo wysublimowaly w niebyt;


- jezeli nawet ktos cos zlego sobie z PRL zapamietal, to przeciez tacy
oszczercy nie maja zadnych dowodow (z powodu tajemniczego zjawiska
sublimacji archiwow pod wplywem swiatla dziennego, pozostawiajacego
jedynie okladki teczek i puste polki). Wszystkim zas powszechnie wiadomo,
ze SdRP, partia nowoczesnej, postepowej socjaldemokracji, nie ma i nigdy
nie miala absolutnie nic wspolnego z osobami, ktore przez 45 lat w imieniu
wrogiego mocarstwa zmuszaly Polakow do brodzenia po szyje w komunistycznym
gownie;


- sugestia, ze dzialacze partyjni PZPR, wspolodpowiedzialni za PRL,
stanowia dzis scisle kierownictwo SdRP, to ohydna potwarz. Przeciez
wiadomo, ze PRL nigdy nie istniala, wiec sila rzeczy takich
odpowiedzialnych osob nie ma, nie moglo byc i nigdy nie bylo.


QED(quod erat demonstrandum).
---------------------------------


Aby samemu dac dobry przyklad innym, powtarzam ponizej swoj artykul
opublikowany na listach przed kilkoma miesiacami ­ o tym, jak to za PRLu z
wojazami zagranicznymi bylo.


*******************************************************


"Those who forget their history are condemned to re-live it"
(przyslowie szkockie)


WOJAZE


Wspomnienia z PRL powinny byc lektura obowiazkowa dla tych, ktorzy nigdy
nie stali w poznych latach siedemdziesiatych w szesciogodzinnej kolejce na
milicji, aby odebrac paszport, wydawany do niegodnej zaufania studenckiej
reki dopiero po zlozeniu weksla gwarancyjnego na sume 125 000 owczesnych
zlotych.


Bylo to wtedy 5000 dolarow po czysto teoretycznym kursie oficjalnym (24 zl
za dolara), albo 1000 dolarow po kursie rzeczywistym (120 zl za dolara) u
(oficjalnie nielegalnych) cinkciarzy, poprzednikow kantorow wymiany. Suma
ta odpowiadala z grubsza poltorakrotnej cenie fabrycznie nowego Fiata
126p. Zastaw pieniezny mial byc gwarancja, ze objety ustawa o planowym
zatrudnieniu student nie ucieknie za granice. Byl caly szczegolowy cennik
weksli gwarancyjnych, zaleznie od kierunku studiow. 125 000 zl to byla
stawka dla studentow politechniki, dla Akademii Medycznej dwa razy tyle,
polonisci byli najtansi, a studentow Akademii Sztuk Pieknych uznawano za
bezwartosciowych dla ekonomii politycznej socjalizmu i nie wymagano od
nich weksli, byc moze w cichej nadziei, ze wszyscy uciekna.


4800 zlotych miesiecznie ($40) bylo w latach 70-tych bardzo dobrym
zarobkiem; mlody magister inzynier zaczynal od 2400-2800 zl ($20-24)
miesiecznie. Dla studenta politechniki taki 1000-dolarowy weksel
gwarancyjny to byla bardzo powazna suma - rownowartosc mniej wiecej trzech
i pol roku pracy po dyplomie. Dla rodziny i zyrantow, na ktorych weksel
spadal w razie, gdyby student odmowil powrotu z zagranicy, to byla ponad
dwuletnia pensja doswiadczonego, dobrze zarabiajacego pracownika.


Oczywiscie, ze za sam 1000-dolarowy weksel (do ktorego trzeba bylo miec
dwoch doroslych, pracujacych, wyplacalnych zyrantow, z czego jednego nie
spokrewnionego oraz zamieszkalego pod innym adresem niz wyjezdzajacy)
paszportu jeszcze nie wydawano.


Nalezalo zaczac od osobistego zlozenia podania o paszport, zwolniwszy sie
w tym celu z zajec lub pracy, aby odstac co najmniej dwie godziny w
kolejce do okienka na Komendzie Dzielnicowej MO.


Potrzebny byl wypelniony, czterostronicowy, niezmiernie szczegolowy
formularz (z mikroskopijnej wielkosci rubryka "kontakty z zagranica", bo
porzadny obywatel wszak nie powinien miec takich kontaktow), znaczek
oplaty paszportowej (sprzedawany w niewielu miejscach w miescie i zupelnie
inny od znaczka skarbowego, ktorego na podaniach o paszport nie
przyjmowano), metryka w oryginale, zaswiadczenie z dziekanatu,
zaswiadczenie z WKU lub Studium Wojskowego, zaswiadczenie od Uczelnianego
Pelnomocnika Ministra Pracy, Plac i Spraw Socjalnych Do Spraw Planowego
Zatrudnienia (w skrocie UPMPPiSS d/s PZ - autentyczne!), zaproszenie za
granice poswiadczone notarialnie (za niebagatelna oplata), promesa wizy (o
paszport prywatny bylo trudno bez promesy wizy, a o promese wizy w
niektorych zachodnich ambasadach jeszcze trudniej bez paszportu),
zaswiadczenie z banku o posiadaniu dewiz i jeszcze rozne pieczatki i
zaswiadczenia uboczne wedlug swobodnego uznania panienki z okienka,
grzebiacej w tych papierach bez pospiechu, ale za to z najwyzszym
obrzydzeniem.


Potem czekalo sie przez czas nieokreslony (zwykle miesiac, czasem dwa, a
czasem do usranej smierci) na decyzje. Decyzja w sprawie podania zlozonego
w kwietniu czasem przychodzila przed czerwcowym poczatkiem wakacji, czasem
nie przychodzila az do pazdziernika, kiedy wyjazd dawno juz diabli wzieli,
w rzadkich wypadkach mozna ja bylo dostac pod choinke nastepnego roku,
czasami nie przychodzila nigdy. Decyzje przysylano do domu w niechlujnej,
niebieskiej kopercie dwunastego gatunku; w srodku byl druczek, w ktorym
bez przebierania w slowach stalo: tak albo nie. Pod tym byl podany
stosowny paragraf ustawy paszportowej. W razie odmowy, Biuro Paszportow
MSW nieodmiennie powolywalo sie na artykul ustawy, mowiacy ze paszportu
mozna odmowic, gdy w gre wchodza "inne wazne wzgledy spoleczne". To,
oczywiscie, wyjasnialo wszystko: nie, bo nie.


Jezeli paszportu nie dali, to teoretycznie rzecz biorac mozna sie bylo
odwolac, najpierw do Biura Paszportow w ponurym budynku na ul. Koszykowej,
gdzie za Stalina miescila sie czesc UB, a potem do samego MSW na ulicy
Rakowieckiej. Ale odwolanie to byla najczesciej strata czasu i znaczka
oplaty paszportowej za 20 zlotych (rzadkiego jak czarna perla i trudnego
do kupienia). Nie po to odmawiano paszportow, zeby je potem z odwolania
przyznawac.


Jak sie juz mialo pozytywna decyzje z paszportowki, to mozna bylo isc
zajac miejsce w kolejce do zalatwiania weksla gwarancyjnego w Stolecznym
Urzedzie Zatrudnienia przy ulicy Karowej. Dwoch zyrantow musialo sie
zwolnic z pracy, zeby w obecnosci urzednika osobiscie zlozyc podpisy na
odpowiednim swistku. Zyranci, zeby im nie bylo za lekko, musieli odstac w
jeszcze jednej kolejce, do dzialu kadr u siebie w pracy, i uzyskac
zaswiadczenia o zatrudnieniu i wysokosci zarobkow, aby nikt nie podstawil
zyrantow bezwartosciowych - bezrobotnych lub niewyplacalnych.


Majac juz decyzje i weksel mozna sie bylo zapisac do kolejki stojacej po
odbior paszportow. Nalezalo w tym celu wstac wczesnie. Jak sie mialo
troche szczescia, to mozna sie bylo zmiescic w pierwszych dwoch setkach
petentow. Jak sie przyszlo za pozno, to nie bylo sensu w tej kolejce
stawac, bo nie bylo szans przyjecia na policyjnych pokojach przed godz.16
kiedy to, z dokladnoscia do pol sekundy, urzad zamykano.


Aktywisci wylonieni przez kolejke w drodze trojprzymiotnikowych wolnych,
demokratycznych i bezposrednich wyborow sporzadzali tzw. liste spoleczna,
ktora nastepnie odczytywano na glos co godzina, zeby nikt nie oszukiwal
przez zajecie miejsca i pojscie sobie precz, do pracy na przyklad.
Nalezalo stac twardo, upal nie upal, mroz nie mroz, a nie wymykac sie do
roboty czy na zajecia. Wolno bylo oddalic sie do ustepu, ale tez nie za
czesto i nie na dlugo. Wyjscie z kolejki na obiad bylo mozliwe tylko,
jezli ktos mieszkal niedaleko, pozostale osoby powinny przyniesc wlasna
walówke i wode mineralna "Mazowszanka". Osoby nieobecne przy dwoch
odczytaniach listy byly z kolejki wykopywane przy ogolnej aklamacji.
Robienie sobie posmiechujek z listy i mezow zaufania grozilo zlinczowaniem
przez rozjuszony tlum.


Stanawszy w kolejce o wpol do szostej rano (urzad otwierano o osmej
trzydziesci), juz okolo poludnia ewentualnie docieralo sie przed oblicze
nieodmiennie ponurego gliniarza w cywilu, ktory przylepial w paszporcie i
stemplowal dostarczone przez petenta znaczki paszportowe za 2000 zlotych
(trzy tygodnie zarobkow mlodego inzyniera), zabieral weksel, z wyraznym
zalem i ociaganiem dawal paszport do reki, odbieral dowod osobisty, po
czym przypominal o obowiazku zlozenia paszportu z powrotem w Komendzie
Dzielnicowej MO w ciagu siedmiu dni po powrocie z zagranicy, tak, zeby za
nastepnym wyjazdem mozna bylo wszystko zaczynac od nowa.


Potem paszportowy gliniarz smutnial jeszcze bardziej, patrzyl na petenta
jak na pluskwe, zbieral sie w sobie, przelykal sline, chrzakal, poprawial
sie na krzesle i wreszcie z trudem wyduszal z siebie: "Zycze szczesliwej
podrozy". Wiedzielismy wtedy, ze jestesmy juz po drugiej stronie szlabanu,
w Europie.


I teraz juz mozna bylo, jak wolny ptak, leciec w swiat, nie zaniedbawszy
jednak odebrania przedtem w dziekanacie kartek na cukier za czas
planowanej nieobecnosci.


************************************************************­*********
Wspomnienie, oparte na realiach z kolejek do Biura Paszportow KDMO
Warszawa-Srodmiescie przy ulicy Kruczej w Warszawie w latach 1977-79, oraz
opis socjalistycznej Warszawy ca. AD 1979, Wiarus dedykuje poslance SLD na
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, tow. Sylwii Pusz, ktora nie pamieta PRL-u,
bo miala w 1979 roku siedem lat (teraz ma 25). To rzeczywiscie powazny
klopot, bo skad sie miala towarzyszka Pusz, biedactwo, nauczyc jak
powinien wygladac prawdziwie socjalistyczny porzadek. Teraz, kiedy juz
wie, poslanka Pusz powinna, zgodnie z linia i tradycja swej formacji
politycznej, walczyc o taki porzadek do ostatniego tchu.
************************************************************­*********


--
Wasz Stary Wiarus "

poniedziałek, 18 maja 1998

"Ciemnogród" oraz "KWIQU" zostały usunięte z serwera AGH

0 comments
: "Decyzją JM Rektora AGH z dnia 18.05.1998, listy "Ciemnogród" oraz "KWIQU" zostały usunięte z serwera AGH. Proszę NIE wysyłać listów protestacyjnych ani pochwalnych w tej sprawie - decyzja jest nieodwołalna i nie wynika z oceny poglądów prezentowanych na tych listach.
Na listy w tej sprawie Rektor AGH nie będzie odpowiadał. "

piątek, 27 marca 1998

Podwójne obywatelstwo poborowych ze Śląska

0 comments
Google Groups : pl.soc.prawo
Mar 27 1998, 12:00 am show options

Newsgroups: pl.soc.prawo
From: "PiotrCF" - Find messages by this author
Date: 1998/03/27
Subject: Re: Podwójne obywatelstwo
Reply to Author | Forward | Print | Individual Message | Show original | Report Abuse


Michal Jankowski napisał(a) w artykule
<2nd8f8l9bj....@cclan.fuw.edu.pl>...



> "YoMan" writes:

> Nie jestem prawnikiem, ale wg. mnie oznacza to tyle, ze posiadacz
> polskiego obywatelstwa jest dla wladz RP obywatelem Polski i tylko
> Polski. Natomiast dla wladz innego kraju moze byc obywatelem innego
> panstwa.


> W szczegolnosci, poslugiwanie sie przez obywatela RP paszportem innego
> kraju _w Polsce_ jest w mysl powyzszego chyba nielegalne. Ale gdzie
> indziej...



A czy Polskę wiążą z innymi państwami jakieś umowy
zobowiązujące do wzajemnego informowania o tym, że ktoś
przyjął "obce" obywatelstwo? Niedawno w związku z wiosennym
poborem do wojska przeczytałem informację o tym, że
wielu poborowych ze Śląska ma "podwójne obywatelstwo",
a dokładniej - ma niemiecki paszport. Na tej podstawie
nie jest powoływany do służby (jako obywatel Niemiec).
Ale większość ma jednocześnie polskie paszporty
i dowody, którymi posługują się w sytuacjach, kiedy
korzystniej jest być Polakiem. Odszukanie takich
przypadków nie jest chyba żadnym problemem (komputery
są i w Polsce, i w Niemczech). A więc: czy dopuszczanie
do takich sytuacji jest niedopatrzeniem strony
niemieckiej (nieinformowanie Polski o wydaniu konkretnej
osobie niemieckich dokumentów), polskiej (ignorowanie
takich informacji), czy też żadna strona nie ma obowiązku
"kontrolowania obywatelstwa" i wszyscy polegają
na uczciwości obywateli?

Piotr
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...