Rejestr PESEL - 38 633 776 osób (żyjących 31 XII 1999 r.); wydanych paszportów - 19 688 335:
"Tłumaczyłoby to też coraz powszechniejsze zastępowanie określenia "Polonia" określeniem "Polacy mieszkający za granicą". W interesie Warszawy jest rozmywanie granicy pomiędzy Polakami w kraju i światową polską diasporą, ponieważ umożliwia to wliczanie dowolnej w zasadzie liczby członków diaspory do liczby ludności kraju
Prawdziwość supozycji oraz rozmiar zjawiska możnaby ocenić dokładniej, gdyby komuś udało się uzyskać dane, jaki procent ważnych paszportów polskich znajdujących się w obiegu (19-20 mln) stanowią paszporty wydane za pośrednictwem polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych. Jakkolwiek pewien odsetek takich paszportów znajdować się będzie w rękach osób, które mieszkają stale w Polsce, ale z rozmaitych przyczyn wyrabiały lub odnawiały swój paszport polski za granicą, to znakomita większość paszportów polskich wydanych poza terytorium RP należy do osób stale zamieszkałych za granicą. Dane takie będą niepełne, ponieważ nie można wykluczyć doliczenia do liczby ludności kraju znacznej liczby osób zamieszkałych stale za granica i nie posiadających paszportów polskich. "
Chcia�em/am powiedzie� �e...
3 godziny temu
Ludnościowo-paszportowy przekręt - ciąg dalszy:
OdpowiedzUsuń"No to jesteśmy w domu. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, że od polskiej ewidencji ludności wieje po zawietrznej jakimś dziwnym odorem?
Po co legalizować pobyt około półtora miliona imigrantów, przede wszystkim z Ukrainy, skoro można zamiast tego dopisać do liczby osób faktycznie żyjących na terytorium RP półtora miliona lub więcej "martwych dusz", członków Polonii, którzy w Polsce już od dawna nie mieszkają i nie mają zamiaru mieszkać w przyszłości?
Taka okazja się nie powtórzy: Polska jako pełnoprawne państwo członkowskie po raz pierwszy zgłosi oficjalną liczbę swojej ludności do Eurostatu. Ta liczba stanie się podstawą statystyk przysroastu ludności w następnych latach. Jak się dowiadujemy z artykułu Jędrzeja Bieleckiego, Eurostat - europejski urząd statystyczny - uważa, że po 1 maja 2004 roku nadal działa w lidze dżentelmenów, i danych nie sprawdza, przyjmując je na słowo honoru krajowych instytucji statystycznych państw członkowskich.
Co za okazja do lekkiego ´skorygowania´ bazy, od której Unia obliczać będzie wagę głosów i wysokość niektórych dotacji...
Polska jest w unikalnie korzystnej pozycji dla podjęcia prób ludnościowego przekrętu stulecia. Brać pod uwagę "jedynie" obywateli? Znakomicie! Bo o ile Niemcy mają więcej faktycznych mieszkańców swego terytorium niż obywateli Bundesrepublik to Polska odwrotnie - ma (lub roi sobie, że ma) znacznie więcej obywateli RZECZYPOSPOLITEJ niż faktycznych mieszkańcow SWOJEGO terytorium .
Powód? Elementarne, drogi Watsonie...
- Niemcy nie mają znaczącej liczby obywateli niemieckich żyjących w diasporze, poza krajem. Obywatel niemiecki uzyskujący obywatelstwo innego państwa, automatycznie traci obywatelstwo niemieckie. A zatem, kto z Niemiec wyemigrował, osiedlił się i naturalizował gdzie indziej, ten nie będzie już liczony w statystyce liczby obywateli niemieckich.
- Polska ma globalną diasporę, której liczebność szacuje sie na 11 do 16 milionów osób, dokładnie nie sposób jej określić. Prawo polskie zapewnia dziedziczenie polskiego obywatelstwa w nieskończoność, więc można twierdzić z miedzianym czołem, że wszyscy Polacy w diasporze to obywatele polscy. Obywatel polski uzyskujący obywatelstwo innego państwa, nie tylko automatycznie nie traci obywatelstwa polskiego, ale spotyka się z przeszkodami administracyjnymi prawie nie do przebycia, jeśli chce z niego (zgodnie ze swoim konstytucyjnym prawem) zrezygnować. PRL-owski jeszcze tor przeszkód prawno-administracyjnych, mających zniechęcać do rezygnacji z obywatelstwa polskiego, odświeżono i udoskonalono rozporządzeniem Prezydenta RP w 2000 roku. A zatem, kto z Polski wyemigrował, osiedlił się i naturalizował gdzie indziej, ten będzie nadal liczony w statystyce liczby obywateli polskich. Choćby w Polsce, lub w ogóle w Europie, bywał z tygodniową wizytą raz na dwadzieścia lat, albo wcale nie.
"